28.01.2005 :: 11:00
Nieprzyjemne zimno, chłód bijący od niegdyś ciepłego kaloryfera. Zima nie daje o sobie zapomnieć poprzez przemarznięte opuszki palców. I gorąca herbata malinowa nie pomoże, kiedy w sercu zimno. Zauważyłam u nich pewne zmiany. Coraz to większe zmęczenie uwidocznione w kącikach ospałych oczu. Nie widzę już tego pustego spojrzenia, dostrzegam jedynie coraz to bardziej nieprzyjemny chłód, taki sam, jak od tamtego kaloryfera. Aż boję się pomyśleć, jak patrzą ludzie z Syberii. Czy to możliwe, żeby do końca życia pozostać niezadowolonym z warunków własnej postaci? Znam pojedyncze przypadki, reszta jednak doskonale się z tym kryje. No jasne, bo i co mi do tego. Rozglądam się po pustym już pokoju. Mówię „pustym”, bo kiedyś było w nim pełno mnie samej. Dziś pozostały tylko śladowe ilości mojej obecności i ten nowo zakupiony zeszyt w pingwiny. Polubiłam go. Jednak to prawda, co kiedyś powiedziała mi babcia. Za bardzo przywiązuję się do niektórych rzeczy. To wszystko nie miałoby dla mnie większego znaczenia, gdyby nie to, że to nadal jest mój pokój. Ten sam, w którym przez kilka tygodni płakałam dzień w dzień po stracie przyjaciela. Ten sam, gdzie wykonywałam masę wyczerpujących ćwiczeń wzmacniających tylko po to żeby skakać o 20 cm wyżej, co i tak nie przyniosło wyżej wymienionych i jakże przeze mnie oczekiwanych skutków. I ten sam w którym obecnie się znajduję. Pokój, jak pokój. Jakieś 14 m2. Moje 14 m2. Lubię zamykać do niego drzwi, tak cicho, żeby nikt nie słyszał, leżeć na łóżku i równie cichutko płakać. A może mi nie wolno? Ice rain. Ciągle pamietam. Jednak chcę już zapomnieć. Opowiedziałam jej o wszystkim. O tym, że jestem chora. Nie daruje mi póki nie wyzdrowieję. Powiedziała, że bardzo mnie kocha i nie pozwoli mi umrzeć. Czasami zastanawiam się jakbym żyła, gdyby jej nie było. Ale zjawiła się, nagle, nieoczekiwanie, właściwie przez przypadek. Teraz jest dla mnie kimś więcej niż tylko przyjaciółką. Kocham Cię Emi.