29.01.2005 :: 20:22
Żebyś był. Żebyś chciał być. Żebyś nie zniknął. Anyżowe usta. Czarno – granatowe niebo. Pomarańczowe kręgi dookoła latarni. I nieśmiałe zupełnie światełka wagonów pociągowych przefiltrowane priorytetem posiadania odpowiedniej barwy. A jest tak, jak było. O tej porze oczy postanawiają ociągać się jak to tylko to możliwe. Klawiatura na kolanach nie chce wysłuchiwać wstukiwanych liter. Wszystko mruga, że dobranoc. Pstryk i nie ma. Wracam często do wielu rzeczy. Do starych papierów albo starych piosenek. Do starych ubrań i prawie wypisanych już długopisów. Do książek. Wracam do starych myśli. Raczej nie wracam do ludzi, od których odeszłam, lub którzy mnie zostawili. Stare miejsca. Te z czasów „kiedyś”. Kim jesteś? Skąd się wziąłeś? I powiedz jeszcze. Że nie odejdziesz. Czy wciśnięta w kąt łóżka, osłaniająca się od zimnej ściany poduszką, a od tego co niedobre ciemnobrązowym kocem znaczy tyle samo?