21 lutego 2005 roku - umarłam.
Proszę mnie zabrać. Nic nie lepiej, nic nie lepiej. Zabrać siłą. Sama już teraz nie spadnę. Proszę mnie zdmuchnąć. Wtedy będę mogła zrzucić winę na kogo innego. Tylko nie na siebie. Winę za to wszystko. Rozpierzchnie się moje nudne wnętrze na tysiące wnętrz. A jeśli nie tysiące, to chociaż dziesiątki. Jak dmuchawiec. Na trzy, uwaga. Teraz.
Raz --- dwa --- trzy --- ui i i iii ii ...
Nawet delikatny podmuch wiatru potrafi zgasić tak chwiejny płomień.
Prawda, zmieniłam się. Nawet sporo. Ale dalej potrafię kochać. Tak na swój sposób. Zapach cynamonowych ciasteczek nadal tak bezwstydnie oddaje smak dzieciństwa.
Schudłam 3 kilo. Dalej prawie nic nie jem.
Wszystko mnie tak ściska, od środka i do środka. Brzuch boli podejrzanie.
Jeszcze kiedyś wrócę. Opowiem jak sobie radze. Dobranoc! |